Puch puch puch truskawki

W rubryce "O mnie" powinnam dodać jeszcze jedną moją cechę, mianowicie - przekora mała. Tak już jest. Po co dublować schematy, jeśli można zrobić coś inaczej?
W Londynie w Greenwich wszyscy stają jedną nogą na półkuli wschodniej, drugą na półkuli zachodniej. Ja stanęłam na rękach.
Na własne życzenie wydłużyłam sobie edukację o dwa lata. A wszyscy myśleli jak ją by tu skrócić.
"Nad Niemnem" czytałam z wypiekami na policzkach, podczas gdy Justyna tak szła i szła i szła... Natomiast "Ogniem i mieczem" do dziś leży nietknięte, pokryte haniebnym kurzem. (wiem.. wstyd!)
A na bezludną wyspę wzięłabym garnek i słownik wyrazów obcych:)
O ileż ciekawiej, prawda?
Dziś, na przekór, nie będzie pierników, uszek ani karpi. Nie będzie przepisu. Dziś będzie o truskawkach. W środku zimy o truskawkach.

Spojrzałam na tą grubą warstwę białego puchu leżącego za oknem, skojarzył mi się on z bitą śmietaną, a ona z kolei oczywiście z truskawkami.
I patrzę sobie na letnie zdjęcia truskawek, prawdziwych, soczystych, rumianych. Patrzę także na na obraz Pierre-Auguste Renoira pt. "Fraises", również letni, paryski.


Przywołuje on wakacyjne wspomnienia wielu godzin spędzonych w Orangerie, wśród cudów Sztuki.
Uśmiecham się do swych myśli. Bo truskawki to czerwiec, to ciepło, to słońce. Jak daleko jestem od bieli szpitala i naszych ubrań, daleko od życionośnej czerwieni krążącej w nas samych i słodyczy podstępnej cukrzycy!
A w tle słychać Joannę Trzepiecińską i czuć zapach truskawek w Milanówku.

Warto być przekorką:)

Komentarze

  1. Pewnie, że warto być przekorną!
    Trafiłam na Twój blog prosto od Katarzyny i uważam, że zapowiada się bardzo obiecująco. Pozawalam sobie włączyć go w poczet moich ulubionych, tym bardziej że miałyśmy okazję poznać się osobiście (na pewnym wieczorze panieńskim, zdaje się;)Ah, no i dzięki Tobie trafiłam do belgijskiego Arlon,co miało spory wpływ na niektóre wątki mojego losu:)
    Pozdrawiam i przy okazji zapraszam do mojego zakątka w Wielkiej Sieci.
    M.

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo Ci dziękuję... przyznam, że jestem Twoją wierną czytelniczką już od dłuższego czasu i zachwycam się Twoim pisaniem:) chapeau bas!
    rzeczywiście, miałyśmy wspólny wątek belgijski, i moja decyzja ówczesna też brzemienna w skutki była:) no, nie dosłownie brzemienna;)
    pozdrawiam serdecznie, może kiedyś uda nam się z pomocą Katarzyny kiedyś jeszcze spotkać:)
    nat.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty