Miśnieńskie picie herbaty z Mozartem


Mały przerywnik w pracy sobie robię. Nie wiedziałam, że tworzenie bloga tak uzależnia:) W wolnych chwilach, na spacerze, w drodze do pracy myślę, co by tu Wam znów nagryzmolić;)
Póki co nadal jestem ograniczona czasowo. Wybaczcie zatem, iż nie będzie wielkich przepisów. Obiecuję to nadrobić niebawem.
Wspominam sobie ten radosny czas, kiedy to dnia 26 maja 2009 (taki prezent na Dzień Mamy! ) skończyłam studia. Miło mieć wpis w dyplomie właśnie z taką datą:) Kilka dni później wybrałam się, wreszcie wolna, razem z moimi Bliskimi, do Niemiec, do przyjaciół. Dawno mnie tam nie było, postanowiłam więc w końcu ich odwiedzić. To była wspaniała wyprawa. Taka, której się nie zapomina.
W ramach tego wyjazdu byliśmy w Weimarze. Jestem zachwycona tym miastem. Pamiętam je sprzed 12 lat, kiedy to niczym się nie wyróżniało, było niezbyt ciekawym ośrodkiem we wschodnich Niemczech. Jakże się zmieniło!
Chcieliśmy odwiedzić również Drezno, jednak było to akurat w dniu, gdy zawitał tam prezydent Barack Obama, i całe centrum zostało zamknięte dla turystów. Zmieniliśmy więc nasze plany i pojechaliśmy do Miśni. Prosto do fabryki porcelany. Miśnieńskiej porcelany. Kolejny strzał w dziesiątkę! Fabryka przecudna, pełna uroku, czaru minionych epok, opakowana w bardzo nowoczesne wnętrze. Działa nieprzerwanie od 1710 roku. Można prześledzić krok po kroku powstawanie tych dzieł sztuki, jakimi są porcelanowe cuda. Spędziliśmy tam większość dnia, rozkoszując się tym jakże kruchym pięknem. Aby przedłużyć sobie te efemeryczne chwile, wstąpiliśmy do miejscowej kawiarni na filiżankę herbaty, naturalnie w miśnieńskiej porcelanie. Czy dla Was ma to znaczenie, w czym pijecie herbatę? Ja przywiązuję dużą uwagę do tej otoczki. W domu czasem, dla poczucia się wyjątkowo, wykorzystuję te bezcenne babcine Rosenthale, włączam łagodną muzykę i delektuję się tymi minutami…
Zaręczam, że tamta herbata miała wyborny smak i głęboki aromat. Miśnieński, luksusowy i przyjacielski.


Pora powrócić do teraźniejszości. Zima w pełni, biało za oknem, za to w poczekalni lekarza rodzinnego czarno. Mnie samą też co rusz niebezpieczne „psikanie” chwyta i balansuję na granicy zdrowia i przeziębienia. Żeby nie dać się podstępnym wirusom i bakteriom, a także nie musieć poznawać realiów służby zdrowia z perspektywy pacjenta, aplikuję sobie moją nieśmiertelną herbatę majerankową. Od kiedy pamiętam, towarzyszyła ona wszelkim katarom, grypom, stanom „niewyraźnym”. Ale zamiast łykać syntetyczne leki polecane w reklamach na owe „niewyraźne stany”, biegnę do kuchni i sporządzam moją miksturę. Środek pełen witaminy C, rozgrzewający i poprawiający krążenie.

NIEWYRAŹNA HERBATA MAJERANKOWA:

Rp.
300 ml H2O
1 łyżka majeranku
1 łyżka miodu, najlepiej płynnego
1/3 cytryny

M. f. mixtura

Wrzącą wodą zalejcie majeranek. Zostawcie na 8 minut, aż powstanie napar. Przecedźcie przez sitko. Gdy troszkę przestygnie, dodajcie miód i cytrynę, według upodobań (nie należy dodawać do wrzątku cytryny i miodu, gdyż tracą wówczas swoje cenne właściwości). Pijcie mocno ciepłą herbatkę, najlepiej w wełnianych góralskich skarpetach, przed kominkiem, w towarzystwie dobrej książki;) 


Ja tymczasem włączam Mozarta i wracam do mojej pracy. Mozart zdecydowanie poprawia koncentrację, wypróbujcie sami!

Komentarze

  1. Jak to jest? Studia skończone a nauka w jak największym rozkwicie;) Swoją drogą nie przepadam za bacinymi staroświeckimi Rosenthalami. Wolę raczej otaczać się nowymi rzeczami, wbrew wykształceniu poniekąd;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ech, te literówki... 'Babcinymi' miało być.

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy... i tak Cię zdemaskowałam!:D

    OdpowiedzUsuń
  4. przez te literówki oczywiście:D byś się nauczył pisać;P

    OdpowiedzUsuń
  5. Cały czas ćwiczę ;D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty